Posty

Jak radzić sobie z rozstaniem?

Obraz
/.../ Może znacie historie gdzie ludzie w takiej sytuacji wrócili do siebie? Nie wiem już co robić... raz czuję się dobrze a raz strasznie, skręca mnie. Jak sobie z tym poradzić...:(  Znam kilkadziesiąt podobnych historii, ale żadna nie zakończyła się szczęśliwie. Twoje związkowe problemy pewnie narastały by z czasem i ponownie doprowadziło by to do rozstania. Rozstanie jest, przynajmniej dla porzuconej osoby, wielką tragedią. Tyle, że taka osoba najczęściej nie wie co się dzieje w jej głowie i postrzega tylko malutki wycinek z całościowego obrazu. Wszystko to już od dawna zostało przez lekarzy zbadane i opisane. Przede wszystkim, to teraz Jesteś na "detoksie" od endorfin i dopamin (hormonów szczęścia). Twój mózg spowodował nadmierne wydzielanie kortyzolu, który jest hormonem stresu. W normalnych warunkach można go "wypłukać" z organizmu za pomocą wysiłku fizycznego - siłownia, pływalnia, rower w dużych ilościach. Obecnie lepiej nie wychod

Rozwód a wybaczenie

Obraz
W powrocie do psychologicznego dobrostanu po rozwodzie znaczenie ma wybaczenie byłemu małżonkowi. Jest ono różnie definiowane ze względu na swoją złożoność. Może je określić jako decyzję (akt woli) o ograniczeniu negatywnych myśli, afektów i zachowań: obwiniania, gniewu wobec winowajcy lub przykrej sytuacji oraz lepszego zrozumienia krzywdy oraz osób za nią odpowiedzialnych. W inny sposób można wybaczenie zdefiniować jako rezygnację z gniewu, pragnienia zemsty i urazy wobec krzywdzicieli oraz nadanie im prawa do opieki i sprawiedliwości aby zrozumieć, że nie trzeba być ofiarą własnych uczuć, że można zdecydować o pójściu dalej mimo krzywdy i dzięki temu stać się silniejszą osobą. . Przebaczenie można rozumieć także jako złożony, wewnętrzny proces, w którego końcowym etapie rezultatów następuję refleksja nad wpływem danego wydarzenia na życie, nad koniecznością przeformułowania jego znaczenie w kontekście doznanej krzywdy, wreszcie nad znaczeniem własnego udziału w wydarzeniu, które

Rozwód oczami opuszczanego i opuszczającego

Obraz
Najczęstszą przyczyną rozwodu jest opuszczenie jednego małżonka przez drugiego, znacznie rzadziej z inicjatywą rozwodu wchodzą oboje małżonkowie jednocześnie. Kiedy jedno z małżonków wyraża chęć rozwodu, a drugie równie silną chęć pozostania w związku, to determinacja każdego z nich blokuje ich we wzajemnej próbie sił. Obydwoje zużytkowują ogromną ilość energii na utrzymanie tego impaktu.  Podział na inicjatora i nieinicjatora ma charakter formalny, ponieważ wiąże się z kwestią złożenia do sądu pozwu o rozwód (polski system prawny nie przewiduje złożenia wspólnego pozwu podpisanego przez żonę i męża). Jednakże ustalenie, kto w rzeczywistości zainicjował rozpad małżeństwa wydaje się niemal niemożliwe. Oprócz pojęć "inicjator" i "nieinicjator" funkcjonuje pojęcie "opuszczający" i "opuszczany". Może zdarzyć się więc, że w świetle tych różnych pojęć opuszczający małżonek czeka, aż ten opuszczany podejmie kroki prawne, złoży pozew i stanie się form

Przerwa w związku

Obraz
Nie ma czegoś takiego, jak przerwy w związku. Nie ma czegoś takiego, jak brak czasu przez ileś tam tygodni, bo projekt w pracy. Jak słyszycie taki tekst od faceta (opcjonalnie od kobiety) to zawsze będzie kłamstwo i granie tylko na czas, żeby: - przetestować inne opcje (nową gałąź, na którą można przeskoczyć) w czym będziecie tylko przeszkadzać, utrudniać i komplikować - przygotować was do rozstania (brak kontaktu przez jakiś tam czas) żeby gładko wszystko zakończyć i uniknąć niepotrzebnych scen - przytrzymać jeszcze jedną nogą drzwi, na wypadek gdyby coś poszło nie tak i z podkulonym ogonem trzeba będzie jeszcze tu wrócić - niepotrzebne skreślić

O stracie

Obraz
"(...)Przeżywanie utraty bliskiej osoby to ta najbardziej skrajna forma straty. A tak naprawdę całe życie jest w jakimś stopniu procesem godzenia się że stratą, na różnych poziomach. Nie znaczy to, że  mamy zatem powód być w permanentnym dole, bo to wskazuje na zaburzenie. Wydaje mi się tylko, że miejsce na słabości, smutek, żal z jakiegoś powodu jest dziś przydzielane bardzo niechętnie. Dlatego zawsze budzi we mnie zastanowienie wypowiadanie czegoś w rodzaju "każdy czasem ma dola, ale...". Nikogo w tym momencie nie krytykuję i odnoszę to pytanie także do siebie - zastanawiam się, jaka jest ta granica doła. Raz w miesiącu, raz na dwa? A może to nie jest kwestia "doła", tylko niektóre rzeczy naprawdę są trudne i zasługują na współczucie? A jeżeli ktoś z jakiegoś powodu jest naprawdę nieszczęśliwy i akurat nie ma wpływu na źródło nieszczęścia a nie ma w sobie takich zasobów by to skompensować sobie w inny sposób? Ludzie mają też bardzo bardzo róż

"To koniec, kocham Julię", czyli strategie zdradzającego

Obraz
7wiatrów W ubiegły piątek, wracając z pracy, dostałam od męża SMS o treści: „to koniec, kocham Julię”. Wróciłam do domu ze ściśniętym żołądkiem, odbierając po drodze dzieci z przedszkola (2 i 4 lata). On się już zdążył wyprowadzić, pojawił się wprawdzie z informacją, że to moja wina a później się do niej wyprowadził. Ot, tak. 3 lata temu wyprowadził się po raz pierwszy, zaraz po tym jak się dowiedział, ze jestem w ciąży. Nie było go całą ciążę, po narodzinach córki zjawiał się bardzo rzadko, starszy syn go również nie obchodził - wielka miłość. Był aktywny tylko smsowo - wyzwiska, pisanie ze to moja wina, ze on nie mógł mnie znieść i dlatego zamiast pracować nad małżeństwem - znalazł sobie kochankę. Wrócił jak córka miała rok. Przyznał się do romansu, ale ze zbłądził, ze teraz skupiamy się na dzieciach, ze będzie już dobrze. Jasne, ze uwierzyłam. Przyjęłam, patrzyłam jak dzieci roznosi szczęście. Mimo, ze pracuję na cały etat i mam odpowiedzialne stanowisko, godziłam

Jak zbawiałam kochanego misia od potwory, czyli romans z żonatym

Obraz
7wiatrów, Mam za sobą 14 miesięczny romans z żonatym facetem. On był taki biedny. Żona go nie rozumiała, nie dbała o niego, nie szanowała go. 10 lat nie spał z nią biedak w jednym łóżku, a seks uprawiali raz w miesiącu. Zmęczony tym związkiem, w którym tkwił pod przymusem ze względu na dziecko oraz kredyt na auto i mieszkanie, rozejrzał się za pocieszycielką. Wypadło na mnie. Boże, cóż za szczęście. Sama tkwiłam w nieszczęśliwym związku, z problemami takimi samymi jak On, więc zbliżyliśmy się do siebie. Po jego trwającym jakieś pół roku tańcu godowym i zasypywaniu mnie komplementami. A że komplement to rzecz dla mnie do tej pory nie spotykana, a moje poczucie własnej wartości tkwi gdzieś na dnie głębokiego jeziora, przykryte grubą warstwą gęstego, śmierdzącego mułu, to poszłam w tango jak ta lala. Swój związek zakończyłam, i przeznaczyłam całą swoją energię na podnoszeniu na duchu tego biedactwa. Radziłam, tłumaczyłam, byłam powiernicą każdej najbzdurniejszej małżeńs