Przymus odtwarzania traumy

 Dziś obszerny cytat z bloga "Ptasia piosenka"

(...)jest takie zjawisko jak ,,przymus odtwarzania traumy". Osoby z dysfunkcyjnych domów wchodzą w relacje bardzo poranione, a na partnerów wybierają sobie kopię tego rodzica, z którym miały większy problem. Paradoks, ale tylko pozorny. Teoretycznie powinno się unikać takich typów osobowości, które nam sprawiały problemy, ale  robimy dokładnie na odwrót, bo podświadomość sabotuje nasze świadome działania. To działa tak, że podświadomość popycha nas w ramiona takiego partnera, który ma odpowiedni zestaw haczyków, żeby wyciągnąć na powierzchnię to, co powinniśmy w swoim wnętrzu uzdrowić. Tak naprawdę, to my sami podświadomie tym partnerem drażnimy własne rany. To my sami sobie serwujemy to doświadczenie. Bo przecież wybór był, a wybraliśmy akurat tego, a nie innego, nikt nas do niczego nie zmuszał. Ja podświadomie wybrałam kogoś dominującego, łatwo wybuchającego gniewem, żeby doświadczyć jego wkurwów, bo to mi pokazywało, co mam zrobić ze sobą: mam raz na zawsze przestać być ofiarą, mam zrobić coś, żeby umieć ustawić granice w odpowiednich miejscach i później mieć dość mocy, żeby tych  granic bronić. Krótko mówiąc mam raz na zawsze wywalić wujka z mojego życia, bo wujek już dawno nie żył, ale jeszcze wciskał między nas swoje plugawe łapy. A żeby to zrobić, trzeba porzucić trójkąt dramatyczny, rezygnując z profitu bycia lepszą, jaki sobie przyznaje ofiara. Z chwilą, gdy znika ofiara, znika też prześladowca, bo on mógł objawić swój repertuar tylko w interakcji z ofiarą. I ja to widzę na własne oczy, bo odkąd jestem w tym procesie, nie pokłóciliśmy się ani razu, a kiedyś w każdy weekend była wojna.  Owszem, zdarzy się czasem jakiś zgrzyt, ale to są naprawdę drobiazgi, a nie coś, co zwala z nóg i sprawia, że wątpisz w sens tego związku. 

Jest w tym przymusie odtwarzania traumy jeden ciekawy aspekt: wybieramy na partnera kogoś takiego, kto ma coś, czego nam trochę by się przydało. A mnie by się przydało trochę tygrysiego pazura. Nie żeby atakować, ale żeby się obronić, zawalczyć o swoje, pokazać swoją prawdę, nie bać się, nie być na tym szarym końcu, gdzie mnie zostawiała rodzina. O innych tygrysich cechach, jak konsekwencja i systematyczność nawet nie wspomnę, bo krucho z tym u mnie, a też bym sobie tego trochę chciała od niego wziąć. 

Przymus odtwarzania traumy to w gruncie rzeczy zdrowy mechanizm, dzięki któremu podświadomość tak nam organizuje ( czyli rozwala)  życie, żebyśmy wreszcie zaczęli żyć według projektu autorskiego. Obserwując, jak rozpadają się sztuczne konstrukcje, dostajemy szansę na remont generalny, czyli na uleczenie ran, rozwój świadomości i wzrost. Wracamy do domu. Do prawdziwego siebie. 

Nie twierdzę, że w każdym związku ten przymus odtwarzania zaistniał, ale jestem pewna, że jeśli masz nieuzdrowione rany emocjonalne, to w swoim bliskim otoczeniu jest ktoś z odpowiednim zestawem haczyków, dzięki którym te rany zostaną wyłowione i wyciągnięte na powierzchnię. Tak naprawdę takiego człowieka trzeba traktować jak drogowskaz i Wielkiego Nauczyciela, bo to on mimowolnie pokazuje, co masz do zrobienia. I ja to robię, uzdrawiam swoje Dziecko Wewnętrzne, nie oglądając się na Tygrysa, bo to ja chciałam mieć lepsze życie. I mam lepsze życie. :) On nigdy nie widział powodów do rozwodu, to ja byłam nieszczęśliwa. (...)

Skopiowałam to z powodów, które pragnę zachować dla siebie - nie są istotne teraz, za chwilę w ogóle nie będą mieć znaczenia. Rozszerzyłabym przymus odwtarzania traumy na inne aspekty życia - nie tylko partnerów, ale ogólnie ludzi, których spotykamy. Ludzie pojawiają się w naszym życiu "po coś", kiedy nie są potrzebni - lub inaczej - nie jesteśmy z nimi kompatybilni, nie ma "vibe" jak mówi młode pokolenie, na cóż trzymać się starych miejsc?

źródło: https://piosenkaptasia.blogspot.com/

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak okazywać miłość?

ETAPY ŻAŁOBY PO ROZWODZIE, ETAPY PSYCHIKI PO ROZWODZIE

Jak radzić sobie z rozstaniem?