Pierwsza miłość a kolejne związki, czyli nie potrafię się już zaangażować
Romek: (…) [Następuje] Idealizowanie pierwszych/poprzednich partnerów jako tych wyjątkowych zapadających w pamięci przy jednoczesnym fakcie że idealizujące kobiety już mają partnera/męża, oraz ich mniejsze/płytsze zaangażowanie emocjonalne w obecny związek i partnera, mniejsza spontaniczność bądź jej brak itp. (…)
Takie zjawisko zaobserwowałem także u mężczyzn.
Dlatego uważam, że dobierające się w pary osoby powinny być o podobnym doświadczeniu, bo takie się lepiej dogadają ze sobą niż w przypadku jakby jednej osobie zależało na pełnym szczęściu, była całkowicie zaangażowana emocjonalnie, spontaniczna itp. podczas gdy druga bardziej w związku po prostu szuka tylko korzyści socjalno-bytowej oraz zwykłego towarzystwa na ew starość.
Tak więc młodość to nie tylko ew. ładna buzia i zgrabne ciało.
[z kolei] Facet koło 40-tki jest już po jakichś przejściach, już dobrze poznał smak tego miodku i zapewne wcale mu się do niego nie śpieszy. Jeśli jest jak to koleżanka ujęła „ogarnięty”, to ma właściwie wszystko czego mu potrzeba. Nie ma kobiety na stałe z jakiegoś powodu ale też już wie, że nie potrzebuje kupować browaru żeby napić się piwa. Nie rozgląda się za kobietami, bo mu smutno w domu i nie ma do kogo ust otworzyć. Rozgląda się, bo dalej fajnie jest się poseksić. W tym celu nie będzie mu przeszkadzać zabrać kobietę na kawę, koncert, kino, wakacje na uroczej wyspie. Potem wróci do swojego domu, gdzie jest sam i odpocznie. Za parę dni się odezwie… Nie wiem czy tak wygląda realizacja potrzeb kobiety, szczególnie około 40-tki ale ja, gdybym był facetem z odzysku tak bym to u siebie widział.
Ramona: tak naprawdę wchodzimy w związki nie dlatego, że się w kimś zakochujemy, ale dlatego, że ktoś zaspokaja nasze potrzeby lub rekompensuje braki? Dopiero potem przychodzi miłość… lub nie. Czyli jak nie odczuwam potrzeby bycia w związku, znaczy, że nie mam żadnych braków. Pocieszające to w sumie. Z przymrużeniem oka, ale coś w tym jest. Ja np tyle już sama przeszłam, tyle musiałam przetrzymać, do tylu rzeczy się przyzwyczaiłam, że szczerze mówiąc, nie bardzo wiem, co związek miałby wnieść w moje życie…? … poczucie bezpieczeństwa sama sobie zapewniam. Co do motyli, jeśli spotkam (choć to mało prawdopodobne) faceta, który będzie mnie z wzajemnością pociągał, to skorzystam z okazji i pójdę z nim do łóżka… związek do tego niepotrzebny… Wprawdzie mówią ludzie, że poczucie bezpieczeństwa muszę sobie sama zapewniać, dlatego to robię, bo nie mam wyjścia. A więzi z drugim człowiekiem jednorazowy sex nie zastąpi. Uważam, że to oczywiste. Tylko co z tego? Z pustego i Salomon nie naleje. Co mi z takiego rozkminiania? Wpuszczę jakiegoś w poukładane życie (przy założeniu, że cudem jakimś taki się pojawi), a potem znowu od nowa? Nie, dziękuję. Wolę święty spokój. Tym bardziej, że prawdopodobieństwo spotkania adekwatnego faceta jest bliskie zeru…
źródło: internety
Komentarze
Prześlij komentarz
Podpisz się, proszę! Komentarze anonimowe zgodnie z regulaminem bloga nie są publikowane. Spam, nawet podpisany, również nie będzie publikowany.