"Wakacje" w psychiatryku
W poprzednim roku coś jakby czułam przez skórę, że jest nie tak, wiele razy pytałam, co jest grane, ale albo mi nie odpowiadał, albo mówił, że wszystko jest w porządku. Po odkryciu przeze mnie zapalnika, którym był drugi telefon, R. oświadczył, że chce odejść, że musiał przeze mnie ukrywać swoją prawdziwą osobowość i już mnie nie kocha. Nie liczyły się dla niego wspólne lata i dzieci. Nie liczyło się dla niego, to że prowadziłam dom będący również jego domem. Nie liczyła się bielizna, którą zakładałam specjalnie dla niego. Nie liczyło się nic. Wybrał koleżankę, która w moich oczach - jak sama się osądziła - wyszła na lafiryndę. Odchodząc powiedział, że dla niego wspólne 9 lat to 9 lat straconych, 9 lat spapranego życia. Żałował głośno, że go nie zdradzałam. Nie do końca jestem przekonana, czy jego wyprowadzka była przemyślanym krokiem. Wyprowadzając się przeszedł po prostu po domu z siatką, zabrał kilka przypadkowych rzeczy: jakiś kubek, talerz, kołdrę; po czym wyszedł. Powiedziałam